Moj syn jak miał półtora roku złapał wirusa, wymiotował 7 razy w ciągu 3 godzin. Wylądowaliśmy na pogotowiu gdzie dostał 2 kroplówki, potem przez prawie 2 tygodnie miał biegunkę i wtedy przestał jeść. Do tej pory jadł wszystko: zupy, drugie dania, warzywa, owoce, musy, kaszki mojej roboty, mięsa, rybę. Odkąd zachorował nie chciał nic tylko mleko i kupne mleczne kaszki. Próbowałam wszystkiego co się da. Raz dziennie udawało mi się mu wcisnąc trochę zupki lub słoiczka z owoca.
Aż pewnego razu po 5 miesiącach walki powiedziałam dość. Miał prawie 2 lata i wszystko rozumiał więc powiedziałam - dostaniesz mleko jak zjesz trochę czegoś innego. Jeśli nie zjesz tego co ci daje (dawałam mu wybór 3 rzeczy) - mleka nie będzie wcale. I tak po 3 dniach płaczu (mojego i jego bo serce mnie bolało jak przeraźliwie płakał), pękł. Zaczął jeść. Nie było to tak jak wczesniej ale jadł dużo różnych rzeczy. 12 zup, ogórka, pomidora, moje kaszki z owocami, pulpety, kotlety, ryby, placki z owocami, naleśniki, makaron, kurczaka, banany, kanapki.
Teraz po roku od tamtej choroby złapaliśmy znowu wirusa i jest ten sam problem. Jestem twarda. Dostaje mleko jak wstaje i jak idzie spać. Mineły 3 dni płaczu za mlekiem bo woła tylko mleko i ciastka i znowy zaczyna jeść.
Oto moja rada: postawić na swoim i nie dawać mleka albo dawać go dopiero jak zje coś innego i ograniczyć jego ilośc znacznie. Kiedyś usłyszałam - dziecko samo się nie zagłodzi, jak zgłodnieje to zje wszystko co mu dacie, najważniejsze to nie poddawać się.